Prof. Łętowska: Coraz więcej ludzi rozumie, że zamach na sądy ich dotyczy

  • Ewa Letowska

    Ewa Letowska

To, że 57 procent polskiego społeczeństwa widzi zagrożenia wynikające z ograniczania niezależności sądownictwa, napawa optymizmem - mówi prof. Ewa Łętowska. Ale zastrzega, że wzrost świadomości takich niebezpieczeństw i dojrzewanie społeczeństwa obywatelskiego to proces powolny.

Krzysztof Sobczak: Z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" wynika, że 57 proc. Polaków uważa, że niezależność sądów w Polsce jest zagrożona, a tylko 23 proc., że wszystko jest w porządku. Te 57 procent to dużo?

Ewa Łętowska: To dużo. Bo przecież nie chodzi o ocenę konkretnego zdarzenia czy  faktu, co „widać” ale czegoś nieuchwytnego, wiszącego nad głową. Ludzie mają kłopoty ze zrozumieniem „efektu mrożącego” - działania typu „dziury nie zrobi, krew wypije”, bo to trudno wyrazić w słowach. Bo mówimy o działaniu na motywacje: „zrobić tak, aby ktoś się jakoś zachował jak ja chcę”. Wyniki tych badań należy traktować poważnie, ponieważ ludzie zazwyczaj niezbyt się orientują w specyfice działania sądu. Dla nich sędzia to urzędnik, któremu polityk lub minister sprawiedliwości może coś kazać. Jeżeli są takie wyniki, to znaczy że pytani mają znacznie wyższą wrażliwość, niż można było przypuszczać. To cieszy, bo znaczy że rozwija się świadomość obywatelska. Dlatego te 57 procent to jest bardzo dużo. Oczywiście jest problem jak dobrano respondentów, ale  zakładam, że sensownie i reprezentatywnie.

(Badanie zostało przeprowadzone na panelu Ariadna w dniach 1 – 5 lutego 2019 roku. Próba ogólnopolska osób od 18 lat wzwyż (N=1060). Kwoty dobrane wg reprezentacji w populacji dla płci, wieku i wielkości miejscowości zamieszkania. Metoda: CAWI - przyp. red.)

Dotychczas dominowała opinia, że ograniczanie niezależności sądów, likwidacja trójpodziału władz itd. martwi tylko nieliczne elity i zepsutą „kastę” prawników, a zwykłych ludzi to nie obchodzi. Teraz okazuje się, że znaczną część społeczeństwa jednak to obchodzi. Czy to może oznaczać, że znacznie więcej niż dotychczas osób włączy się w debatę o stanie praworządności w Polsce?

Wzrost świadomości i dojrzewanie społeczeństwa obywatelskiego - to idzie powoli. Ale tendencja jest wyraźna. Bo nie o to idzie, czy jakiś sędzia  kiedyś ukradł pendriva,  a inny kiełbasę - nikt nie chce dla nich bezkarności. Nie o to nawet, czy ktoś zwolnił z  aresztu, gdy prokuratura chciała inaczej,  albo przez pomyłkę zrobił coś  nie tak, albo za długo ciągnął sprawę. Ważne że  ludzie zaczynają dostrzegać, że sędzia nie może być echem woli prokuratora,  bo to będzie niebezpieczne dla tych, których się sądzi. Że musi mieć spokojną głowę  do samodzielnej oceny, dyktowanej jego punktem widzenia  - nawet jeśli ta ocena nie ostanie się później w toku instancji. Sędzia nie może mieć oportunistycznej duszy.  Bo wtedy po co nam sądy - wystarczy rozbudować prokuraturę i aparat ścigania. No i po co ta  konstytucyjna szopka z „niezależnością sądów” i „niezawisłością sędziów".

Czy na podstawie wyników tego badania można zakładać, że odwracanie destrukcji państwa prawa, albo jej pogłębianie, może stać jednym z tematów zbliżającej się kampanii parlamentarnej? Że nie będzie to tylko populistyczny wyścig rozdawnictwa pieniędzy i kolejnych przywilejów?

Wyniki badań i tematyka kampanii wyborczej ? - no nie wiem. Na razie widać u polityków zaostrzenie retoryki.  Kiedy przed laty  w Liechtensteinie, panujący książę,  oburzony krytycznym artykułem opublikowanym przez sędziego, napisał, że  ów sędzia się” nie nadaje do służby publicznej i że go nigdy nie mianuje na żadne stanowisko”,  Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że takie stwierdzenie ze strony przedstawiciela władzy wykonawczej narusza zasadę podziału władz. A u nas nie takie rzeczy się mówi.  Oto minister sprawiedliwości wyraża publicznie opinię o orzekającym sędzim, wobec którego chciano wszcząć postępowanie  zmierzające do pozbawienia immunitetu,  ale czemu sąd się sprzeciwił: „Sędzia działał bezczelnie, bez mrugnięcia okiem kłamał i naraził skarb państwa na realne straty. Te fakty dyskwalifikują go jako człowieka który może oceniać i sądzić innych. Nie posiada do tego kwalifikacji moralnych  i etycznych”. Wiceminister sprawiedliwości (w telewizji) generalizuje: „Zabieramy autorytet sędziom? Nie da się zabrać czegoś czego nie ma!”.  Albo Premier (w czerwcu, w wywiadzie) stwierdza, że „wszystko wskazuje na to, że w sądzie w Krakowie działa zorganizowana grupa przestępcza”.  Albo taki styl oficjalnych informacji na stronie ministerialnej :„miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem bardzo prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane i krytykowane w mediach” i  „w sądzie okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie”.  To o sędzi, którą odwołano na podstawie tak ujętych zarzutów z delegacji, a  która - jak się potem okazało-  „ową prostą sprawę” prowadziła jak  należy, z sędziowską wnikliwością.  Ludzie to widzą i słyszą. I  rozumieją, że to retoryka intencjonalnego Polexitu.

Zawsze zachęcała pani sędziów i wszystkich prawników do nawiązywania lepszego kontaktu ze społeczeństwem, do tłumaczenia problemów związanych z wymiarem sprawiedliwości. Czy ten stosunkowo wysoki poziom zrozumienia zagrożeń dla praworządności to efekt lepszego działania w tym zakresie? Bo rzeczywiście środowiska prawnicze dużo o tym mówią. Czy może to nie ma znaczenia, a tylko partia rządząca przekroczyła już granice przyzwoitości w swoich "dobrych zmianach" i ludzie już mają tego dość?

Kropla drąży skałę. Byłoby miło widzieć efekty własnego starania. Ale złudne nadzieje. Utrata miary przez polityków tylko jaśniej pokazuje co się dzieje, gdy siła i polityka chcą w niepohamowany sposób triumfować nad prawem. Bo jeśli sąd ma pokornie wykonać to, co chce prokurator, to biada podsądnym.

Pobrane z prawo.pl

  • Aktualności
Script logo
Script logo
Do góry