Przewlekłość wciąż kulą u nogi polskich procesów
Aż 95 proc. prawników uważa, że problem przewlekłości postępowań ma w Polsce wciąż charakter systemowy. Ale tylko 11,6 proc. spośród nich jest zdania, że skarga na przewlekłość jest efektywnym środkiem. Przyczyny - w ich ocenie - są różne. Głównie jednak chodzi o kwestie organizacyjne, braki kadrowe w sądach i wszechobecne przywiązanie do papieru.
Minęło właśnie 5 lat od wydania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wyroku w sprawie Wiesław Rutkowski i inni przeciwko Polsce, który dotyczył przewlekłości postępowań sądowych. Orzeczenie miało charakter szczególny, ponieważ Trybunał uznał w nim, że problem przewlekłości ma w Polsce charakter systemowy, a rekompensaty przyznawane w przypadku stwierdzenia przewlekłości postępowania są za niskie.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka postanowiła sprawdzić jak obecnie wygląda sytuacja. Od marca do czerwca br. przeprowadziła badanie, w którym wzięło udział blisko 500 prawników (radców prawnych, adwokatów, sędziów). - Wyniki potwierdzają jednoznacznie, że niezbędne jest podjęcie dalszej dyskusji o czasie postępowań sądowych w Polsce i konstrukcji skargi na przewlekłość postępowania. Impulsem do pogłębienia tej debaty powinna być również ostatnia decyzja Komitetu Ministrów Rady Europy z czerwca bieżącego roku, który wciąż uznaje wyrok w sprawie Rutkowski przeciwko Polsce za niewykonany – mówi dr Katarzyna Wiśniewska, koordynatorka Programu Spraw Precedensowych HFPC.
Problem - jak mówią prawnicy - pogłębia koronawirus. Sądy nadal jeszcze "nie wyszły" z zaległości, a na kolejne rozprawy np. w sprawach rodzinnych trzeba czekać i ponad rok.
Co wynika z badania?
Zdecydowana większość ankietowanych radców prawnych i adwokatów, bo aż 95,8 proc. potwierdza, że problem przewlekłości postępowań w Polsce ma wciąż charakter systemowy. Za główne przyczyny przewlekłości uznają: długość przerw między rozprawami - 75 proc. respondentów, wyznaczanie zbyt odległego terminu pierwszej rozprawy - 73,9 proc., zwłokę w wykonywaniu opinii przez biegłego albo zasięganie przez sąd kolejnych opinii biegłych - 70 proc., bezczynność przy podejmowaniu decyzji procesowych - 63,2 proc., złą organizację pracy sądów - 59,1 proc., małą liczbę sędziów - 52,7 proc. i duży formalizm postępowań - 50 proc.
Uczestnicy badania negatywnie ocenili też funkcjonowanie skargi na przewlekłość postępowania. - Chociaż z analizy danych statystycznych wynika, że liczba skarg na przewlekłość postępowań sądowych wzrasta, a w samym 2018 roku Skarb Państwa zobowiązany był do wypłaty z tego tytułu prawie 6 mln zł, to tylko 11,6 proc. ankietowanych adwokatów i radców prawnych uznało, że skarga ta jest efektywnym środkiem – mówi Adam Klepczyński, prawnik HFPC.
Główny problem, na jaki wskazuje aż 76,7 proc. ankietowanych, to obawa o złe nastawienie sędziów do strony, która skorzystała z tego środka. Jednocześnie 53 proc. respondentów zwróciło uwagę na fakt, że zainicjowanie takiego postępowania nie wpływa na przyspieszenie właściwego procesu.
HFPC rekomenduje zresztą podwyższenie obecnie obowiązującej minimalnej kwoty sum pieniężnych wypłacanych z tytułu przewlekłości z 500 zł za każdy rok dotychczasowego postępowania, do co najmniej wysokości zgodnej ze standardem wytyczonym przez ETPC w wyroku Apicella przeciwko Włochom - od 1 000 zł do 1 500 zł.
Praca na lata - szczególnie po COVID-19
W ocenie Adama Klepczyńskiego problem przewlekłości postępowań to przede wszystkim problem organizacji w sądach. - W Warszawie przykładowo, czekamy czasem ponad rok na wyznaczenie terminu spraw. Oczywiście kolejną kwestią są biegli. Przykład z naszego doświadczenia: w kwietniu ubiegłego roku była ostatnia rozprawa apelacyjna w jednej ze spraw, w której uczestniczymy i od roku wysyłane są pisma do biegłego aby uzupełniał opinię. W mojej ocenie łączy się to z brakami kadrowymi w sądach. Mieliśmy reformę wieku emerytalnego i wielu sędziów zwłaszcza z sądów okręgowych, apelacyjnych odeszło w stan spoczynku. Te wakaty w ubiegłym roku – przypomnijmy - sięgnęły ok. 700, 800 w całym sądownictwie. Najwięcej w sądach okręgowych – mówi.
Nie ma wątpliwości, że naprawa sytuacji to praca na lata, wymagająca gruntownych analiz. - Na pewno musiałaby zostać zwiększona liczba sędziów w sądach i – co ważne - asystentów. W Warszawie przypada 0,2-0,5 asystenta na sędziego, czyli w praktyce sędzia tego asystenta nie ma. To jest ogromny problem. By zwiększyć sprawność rozpatrywania spraw każdy sędzia powinien mieć asystenta. Ale to wiąże się z koniecznością dofinansowania sądownictwa – dodaje.
Na brak asystentów zwraca też uwagę adwokat Małgorzata Mączka-Pacholak z kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy, wiceprzewodnicząca Komisji Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. - Jest też pewna prawidłowość. Na poziomie sądów apelacyjnych, okręgowych sędziowie są wspierani przez merytorycznych asystentów, natomiast w sądach rejonowych tego wsparcia brakuje. I to może być jedno ze źródeł przewlekłości, do czego dochodzą oczywiście braki finansowe, które na to wpływają - mówi.
Prawnicy dostrzegają również braki kadrowe wśród samych sędziów - największe w sądach okręgowych. W ich ocenie rozwiązaniem nie może być jedynie wypełnianie pustek sędziami z sądów rejonowych. - Koronawirus oczywiście pogłębi problem. Jeśli rocznie do sądów wpływa ponad 15 mln spraw, czyli miesięcznie 1 milion 200 tys. spraw, to od marca do końca maja nie zostało rozpoznanych prawie 4 mln spraw. Można było temu zapobiec chociażby stawiając na informatyzację w sprawach karnych i cywilnych, nie zapominając o gwarancjach procesowych. Tymczasem jesteśmy daleko od tego by wprowadzić zdalne rozprawy w sądach, bo wiele ma np. tylko jedną salę do e-rozprawy – wskazuje Klepczyński.
Polskie sądy przywiązane do papieru
Na braki w informatyzacji wskazują też zresztą inni eksperci, podkreślając że sądy mogłyby zdecydowanie sprawniej działać gdyby z dobrodziejstw nowych technologii korzystały na co dzień. - Kolejny problem to brak digitalizacji akt i analogowość ich obsługi. Są portale informacyjne, które pozwalają uzyskać pewne informacje, sprawniej i szybciej, ale nie znajdziemy w nich np. skanów pism, które wpływają do sądów ani tą drogą przekazać korespondencji do sądu. Dodatkowo, kwestie związane z doręczaniem korespondencji, wzywaniem świadków, ustalaniem ich miejsca pobytu potrafią zajmować tygodnie, a nawet miesiące, a to powoduje, że postępowanie nie może ruszyć czy toczyć się dalej. Gdyby to zostało rozwiązane, pełnomocnicy sprawniej otrzymywaliby informacje na temat etapu sprawy i zaplanowanych czynności. A to z kolei pozwalałoby na szybsze prowadzenie korespondencji i organizację procesu – wskazuje adwokatka Mączka-Pacholak.
W jej ocenie ważną kwestią jest również sam model sądzenia spraw. - W Polsce rzadko jest to skoncentrowany proces, gdzie rozprawy wyznaczane są codziennie, albo co kilka dni, co pozwala przeprowadzić postępowanie w krótkim czasie. Takie rozwiązanie jest optymalne, bo sędzia może poświęcić swoją uwagę danej sprawie. U nas zazwyczaj wraca się do postępowania i kolejnej rozprawy za kilka miesięcy, co powoduje zupełnie inną dynamikę procesu – wskazuje.
Mediacja mogłaby by pomóc
Jednym z plusów koronawirusa - jak mówią wprost prawnicy - jest przekonanie także sceptyków do korzyści płynących m.in. z mediacji. Nie mają oni wątpliwości, że częstsze korzystanie z niej mogłoby przewlekłość ograniczać.
Ale to, by adwokat miał obowiązek informowania klienta o alternatywnych sposobach rozwiązywania sporu, jest dopiero jedną z rozpatrywanych propozycji zmian do nowego Kodeksu Etyki Adwokackiej.
- Przepisy o mediacji obowiązują w procedurach i są gotowe do użycia. Ale potrzebna jest zmiana świadomości społecznej. I ważne jest zarówno to, by pełnomocnicy informowali klientów o takim rozwiązaniu, pod warunkiem oczywiście, że dana sprawa ma potencjał ugodowy, jak i by sędziowie zachęcali do polubownego rozwiązywania sporów - przyznaje adwokat Mączka-Pacholak.
I dodaje, że to również kwestia pewnej mentalności. - Żyjemy w kulturze, gdzie sprawa trafiająca do sądu traktowana jest jako spór - ktoś przegrywa, ktoś ma rację, a ktoś jej nie ma. I myślę, że potrzebujemy wspólnie wykonać pracę edukacyjną, aby zwrócić uwagę społeczeństwa na to, że są inne metody rozwiązywania sporów niż procesy sądowe – dodaje.
Pobrane z prawo.pl